
Co tam norweskie idiomy, co tam ocenianie książek, co tam szkodliwość Twittera! Dzisiaj, przynajmniej przez wstępną chwilę, mowa będzie o nieskończenie ważniejszym zagadnieniu: Jak poderwać dziewczynę?
Klubowi fachowcy zaproponują najsampierw nieśmiertelny tekst astronomiczno-angelologiczny, który złamał niejedno niewieście serce przy barowej ladzie:
– Cześć, maleńka. Bolało, jak spadałaś z nieba?
Istnieje też wariant, który nie dość, że przynosi na myśl skojarzenia z Silmarillionem, to na dodatek z miejsca wymusza na obiekcie podjęcie dialogu:
– Cześć, maleńka, twój tato musiał być niezłym złodziejem.
– Co? Dlaczego?
– No bo skradł z nieba te dwie gwiazdy i umieścił je w twoich oczach.
A co mówią zagraniczni eksperci? Na przykład nieoceniony Johnny Bravo należy do zwolenników podrywu kontekstowego. Radzi, by do kobiet napotkanych w samolotach tudzież na szybowiskach zwracać się bez ogródek per „latawico”, zaś do tych bibliotecznych uderzać w następujący sposób:
– Jak tak lubisz czytać, to może poczytaj w moich myślach!
Johnny Bravo jest jednak postacią fikcyjną. Tymczasem pewien Norweg w wieku maturalnym poderwał swoją (pierwszą) żonę mniej więcej takim tekstem:
– Cześć, laleczko, może popłyniemy razem na bezludną wyspę?
Liv Coucheron Torp, atrakcyjna siedemnastolatka z dobrego domu, nie umiała oprzeć się czarowi tego pozornie nieśmiałego chłopaka. Mało tego – na pytanie odpowiedziała pozytywnie! Wzięli ślub trzy lata później, w Wigilię Bożego Narodzenia 1936 r. Następnego dnia wyruszyli w bardzo długi rejs.
Liv nie mogła jeszcze wtedy wiedzieć, że jej (pierwszy) mąż okaże się najsłynniejszym Norwegiem dwudziestego wieku, zaś obok trójki Ibsen–Munch–Grieg – najsłynniejszym w ogóle.
Czytaj dalej Terai Mateata