Przyrządzenie żurku w Norwegii to niemała sztuka. Po pierwsze, nie kupimy tutaj zakwasu. Tradycyjnych piekarni nie ma w Oslo w ogóle, natomiast w zwyczajnych supermarketach brak zakwasu w butelce jest z reguły najmniejszym z niedostatków. Żurkowej „esencji” nie dostaniemy także w tureckich sklepach, chociaż sprzedają w nich przeróżne egzotyki z batonikami „Prince Polo” włącznie.
Po drugie, na tradycje kiełbasiane Norwegii należy spuścić zasłonę milczenia. Biała kiełbasa jest tutaj towarem nieznanym. Nie można zresztą wiele oczekiwać w tym względzie po kraju, którego język jednym słowem określa „kiełbasę”, „parówka” i „serdla” („pølse”, wym. [pulse]).
Należy więc wziąć sprawy we własne ręce. Zakwas trzeba przyrządzić samemu, a białą kiełbasę – wymyślić od nowa.