Przeczytane w 2021 (9)

Latem zeszłego roku, gdy moja żona nocą koiła budzącego się raz za razem maleńkiego człowieczka, ja wzuwałem cichutko zakurzone buty, delikatnie zamykałem za sobą drzwi i wędrowałem na wódkę.

Najlepsza
Książę Nocy (Marek Nowakowski)

Latem zeszłego roku, gdy moja żona nocą koiła budzącego się raz za razem maleńkiego człowieczka, ja wzuwałem cichutko zakurzone buty, delikatnie zamykałem za sobą drzwi i wędrowałem na wódkę. Po groźnych, zapadniętych rejonach starej Warszawy, po zapomnianych przez Pana Boga mazowieckich wioskach oprowadzał mnie Marek, przenikliwy przewodnik i bezkonkurencyjny gawędziarz.

Kończyło się zawsze tak samo: on, ja, jeszcze jakiś Paciorek, jeszcze Benek Kwiaciarz, do kompletu może Fanodorm, niekiedy Słoń, od wielkiego dzwonu także Książę Nocy, gdy akurat nie przywoływał do porządku swoich dziewczynek. Na stole, na taborecie, na piachu podwórza pojawiała się flaszka. Rozmowy toczyły się w nieskończoność, płynęły rytmem upalnej lipcowej nocy, przyspieszały, gorączkowały się, znowu zwalniały, o życiu, o śmierci, o wszystkim, o niczym.

Czytaj dalej „Przeczytane w 2021 (9)”

Przeczytane w 2021 (8)

„Ewolucja” to fabularyzowana opowieść o – tytuł nie kłamie – ewolucji gatunku ludzkiego. Jest niczym spekulatywny serial przyrodniczy, pełen egzotycznych obrazków z mozolnie rekonstruowanej przeszłości lub brawurowo odgadywanej przyszłości,

Najfajniejsza
Evolution (Stephen Baxter)

Zetknąłem się z opinią, że brytyjski pisarz SF Stephen Baxter jest duchowym następcą Arthura C. Clarke’a. Niewykluczone – ale tylko jeżeli porównamy obwód bicepsa wyobraźni i umiejętność twórczego wyciskania światów przyszłości rozpiętych na gigantycznych skalach czasowych. Niestety dla Baxtera, literatura, nawet gatunkowa, polega jeszcze na stylu. Pod tym względem proza twórcy cyklu Xeelee pozostawia sporo do życzenia, i to pomimo jego ogromnego doświadczenia zawartego w długiej bibliografii.

Przeczytałem trzy książki Baxtera. Dawno temu Voyage, rzetelną historię alternatywną o pierwszej załogowej misji na Marsa odbytej jeszcze w połowie lat 80. Niezła rzecz, chociaż obszary niskiego napięcia ciągnęły się niekiedy przez dziesiątki stron. Potem The Time Ships, autoryzowany sequel Wehikułu czasu Wellsa, z nijakimi postaciami oraz wyblakłą temporalną intrygą. I wreszcie Evolution, arcyciekawą powieść (?) z 2003 r., w której zalety i wady pisarstwa Baxtera zlewają się w trudną do oceny rzekę, hm, genów?

Ewolucja to fabularyzowana opowieść o – tytuł nie kłamie – ewolucji gatunku ludzkiego. Pierwszą protagonistką jest myszowata samiczka usiłująca przeżyć w brutalnym świecie zdominowanym przez mięsożerne dinozaury. Nie wie, że w jej świat lada dzień uderzy apokaliptyczna asteroida. Nie wie też, że jej dalecy potomkowie wynajdą kulturę i religię na sawannie. I na tym bynajmniej narracja Baxtera się nie skończy, bo historię ludzi będziemy obserwowali aż po kres ziemskiego czasu.

Czytaj dalej „Przeczytane w 2021 (8)”

Przeczytane w 2021 (7)

Jeżeli znasz osobę ulokowaną edukacyjnie gdzieś pomiędzy klasą maturalną a ostatnim rokiem studiów licencjackich dowolnej dyscypliny, która myśli poważnie o kształceniu się w kierunku doktoratu…

Najmądrzejsza
Networking on the Network (Phil Agre)

Jeżeli znasz osobę ulokowaną edukacyjnie gdzieś pomiędzy klasą maturalną a ostatnim rokiem studiów licencjackich dowolnej dyscypliny, która myśli poważnie o kształceniu się w kierunku doktoratu, a za dalekosiężny cel zawodowy postawiła sobie pracę naukową na pełen etat, to największą przysługę, jaką możesz jej wyświadczyć, jest podsunięcie przewodnika Phila Agrego z 2005 r. A jeżeli osoba ta jest Ci bliska – potomek? chrześniak? – powinieneś wręcz zadać sobie także trud samodzielnego przeczytania Networking on the Network i zadbanie o to, by przyszły naukowiec zinternalizował rady kalifornijskiego profesora. Ja sam bardzo żałuję, że jego książka nie wpadła mi w ręce tych piętnaście lat temu.

Gatunkowo ebook Agrego plasuje się na styku eseistyki, popularnej socjologii edukacji i literatury samopomocowej. Autor stawia zdecydowaną tezę, że kluczem do odniesienia sukcesu w nauce są nie tyle wyniki, co koneksje. Podkreślmy, że używam tego ostatniego rzeczownika w całkowicie neutralnym znaczeniu jako odpowiednika tytułowego angielskiego słowa „networking”. Nie chodzi więc o naganne moralnie „chody” u redaktorów czasopism naukowych i przewodniczących komisji stypendialnych, ani nawet o bycie protegowanym prężnego profesora, lecz o mocne osadzenie się w sieci powiązań akademickich pomiędzy naukowcami; sieci, która istniała od zawsze i która dla postępu w badaniach naukowych jest wszak absolutnie niezbędna.

Parafrazując Agrego, wyniki bez koneksji nie zawsze doprowadzą młodego doktora do sukcesu. Koneksje bez wyników zaś prędzej czy później doprowadzą do wyników, jako że nauka jest niemalże z definicji przedsięwzięciem zespołowym. Zostanie geniuszem na miarę Einsteina jest mało prawdopodobne, więc indywidualne wyniki, nawet jeśli solidne i interesujące, łatwo przepadną w hałasie publikowanych w ogromnych ilościach artykułów. Chyba że istnieć będzie grupa ludzi, która w szybki i „organiczny” sposób będzie się o nich dowiadywać, będzie o nich dyskutować, będzie je cytować.

Rada o koneksjach, nawet jeśli śmiała, nie jest może aż tak odkrywcza, jeśli streścimy ją w jednym akapicie. Wartość przewodnika Agrego polega jednak na tym, że rozwija ją do schludnego tekstu o długości 400 tysięcy znaków. W czapeczce socjologa tłumaczy „koneksyjną” naturę pracy naukowej; jako eseista wyjaśnia, że koneksje stanowią zarazem istotę uniwersytetu; wreszcie, jako autor literatury samopomocowej tłumaczy krok po krok naukowcom-in-spe co należy robić, żeby zbudować sobie mocne miejsce w sieci badawczych powiązań i stopniowo przeobrazić się w koncepcyjnego lidera swojego zakątka. Autor zaczyna od metod budowania zawodowej tożsamości na etapie magisterskim, kończy na konstruktywnym przewodzeniu nauce na etapie profesorskim.

Słówko o autorze, zagadkowej postaci, o której mało kto słyszał. Agre rozpoczynał karierę naukową jako specjalista od Sztucznej Inteligencji. Swój doktorat zrobił na wydziale inżynierii elektrycznej i informatyki MIT-u. Potem skręcił w kierunku humanistyki. Publikował przenikliwe, nadzwyczaj trafne eseje dotyczącego zagrożeń, jakie (wówczas raczkujący) internet niósł dla prywatności. Jeżeli zastanawiałeś się, czy komukolwiek udało się przewidzieć problem Facebooka, to właśnie jemu.

A potem, wiosną 2009 r… zniknął. Policja odnalazła go żywego i zdrowego w styczniu 2010 r. Agre nie życzył sobie, by ujawniać szczegóły incydentu. Od tamtej pory wycofał się całkowicie z życia publicznego i akademickiego. Kilka lat temu jego dawni koledzy chcieli wydać antologię jego artykułów. Agre się nie zgodził. Podobno wciąż żyje, chociaż od dawna nikt go nie widział.

Po to się studiuje; wiedzę można zdobyć na tysiąc sposobów, ale podobnych znajomych, którzy towarzyszyć ci mają na ścieżkach karjery przez całe życie i którzy wzajem sobie karjery ustawią, oni tobie, ty im, przez samą żakowską komitywę, podobnych znajomych – tylko tak.

–– Jacek Dukaj, „Lód”

Przeczytane w 2021 (6)

Najważniejszą lekturą zeszłego roku okazały się „Zapiski więzienne” Prymasa Tysiąclecia.

Najważniejsza:
Zapiski więzienne (Stefan Wyszyński)

Kiedy w Polsce skończył się komunizm? Proste: 4 czerwca 1989 r., w dniu pierwszej tury wyborów kontraktowych, w wyniku których opozycjoniści zdobyli prawie maksymalną ilość mandatów w Sejmie i Senacie.

Ale kiedy w Polsce rozpoczął się koniec komunizmu? Kiedy dwudziestowieczne dzieje kraju weszły na trajektorię, która prędzej czy później musiała doprowadzić do upadku ustrój przyniesiony na bagnetach ze wschodu? Od którego momentu dni PZPR były policzone? Pytanie trochę trudniejsze, ale mam propozycję: nastąpiło to już 8 grudnia 1953 r., gdy kardynał Stefan Wyszyński, internowany w Stoczku Warmińskim, złożył akt osobistego oddania się Matce Bożej.

Nie, nie kpię, ani nie konstruuję hermetycznego żartu. Wyszyński, od 1948 r. prymas Polski, był bezprawnie przetrzymywany przez bezpiekę od września 1953 r. do października 1956 r. w czterech różnych klasztorach. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przemocą uniemożliwiło charyzmatycznemu duchownemu kontakt z wiernymi, obawiając się, że będzie organizował społeczny sprzeciw Kościoła wobec nowego reżimu. Bezpieczniacy rozumieli jednak, że likwidując księdza – lub osadzając go na długie lata w więzieniu po pokazowym wyroku – zogniskują tylko gniew nabożnego nadwiślańskiego ludu. Zdecydowano się na rozwiązanie pośrednie: Wyszyński przez trzy lata był fizycznie izolowany bez podstawy prawnej. Wypuszczono go dopiero w trakcie odwilży.

Kardynał po kilku miesiącach niewyjaśnionego aresztu wkurzył się nie na żarty. Nie dość, że bezpieka przetrzymywała go bez podania legalnej przyczyny, to na dodatek utrudniała mu kontakt ze schorowanym ojcem. Wyszyński wypowiedział symboliczną, prywatną, bożą wojnę komunizmowi – bo tak właśnie trzeba interpretować jego złożoną Maryji przysięgę, w której, krótko mówiąc, obiecał, że nigdy nie da się złamać.

Zapiski więzienne to fascynujący – i przepojony religijnością, co dla wielu ateuszy będzie barierą nie do przeskoczenia – dziennik potężnego duchem człowieka, który wygrał jedną z wielkich walk minionego stulecia; dziennik pisany w najcięższych dla autora latach; świadectwo niezłomnej woli i niezachwianej wiary w Opatrzność czuwającą nad Historią.

Wyszyński, odzyskawszy wolność, wzmocnił naród ślubami jasnogórskiego, przeprowadził obliczone na dziewięć lat obchody tysiąclecia chrztu Polski, był duchowym nauczycielem Karola Wojtyły. A potem, wiadomo: Narastający sprzeciw społeczeństwa wobec komunistów, Solidarnosć, „i zaczęło się w Polsce”.

Przeczytane w 2021 (5)

Książka najgęstsza i książka najbardziej rozczarowująca.

Najgęstsza:
Cztery decyzje Józefa Becka:
Polityka zagraniczna Polski, 1938-1939 (Marek Kornat)

Tytuł mówi chyba wszystko. Dalsze wyjaśnienia są w zasadzie zbędne, ale kategoria zobowiązuje mnie do zagęszczenia wywodu.

Cztery decyzje… oferują studium krytycznego okresu historii dyplomatycznej Polski: studium obszerne, szczegółowe, uporządkowane, chociaż gdzieniegdzie kulejące rytmem zdań i akapitów, prawdopodobnie dlatego, że pisane trochę pospiesznie. Marek Kornat – badacz, którego zawsze warto poczytać i posłuchać, współautor głośnej biografii Becka – skomponował je bowiem w odpowiedzi na lekkomyślny rewizjonizm historyczny uprawiany przez niektórych publicystów. Czy pod koniec lat trzydziestych mogliśmy, ba, powinniśmy sprzymierzyć się z Hitlerem, żeby uniknąć katastrofy września ’39 i późniejszej okrutnej okupacji? Nie, odpowiada Kornat, po czym rozsypuje worek dyplomatycznych detali i pieczołowicie składa je w uzasadnienie. Nigdzie nie stara się stworzyć wrażenia, że zagadnienie nie jest szalenie złożone – ale konkluzja cały czas jawi mu się jednoznacznie.

Czytaj dalej „Przeczytane w 2021 (5)”

Przeczytane w 2021 (4)

Tak się złożyło, że książki o tematyce polskopolitycznej spięły w sensie wydawniczorocznikowym moje wyczyny lekturowe w 2021 r. Arystoteles i Andrzej Frycz Modrzewski zaświadczyć więc mogą, że nie jestem ani dzieckiem, ani niewolnikiem, ani zwierzakiem.

Najnowsza:
Wyjście awaryjne (Rafał Matyja)

Tak się złożyło, że książki o tematyce polskopolitycznej spięły w sensie wydawniczorocznikowym moje wyczyny lekturowe w 2021 r. Arystoteles i Andrzej Frycz Modrzewski zaświadczyć więc mogą, że nie jestem ani dzieckiem, ani niewolnikiem, ani zwierzakiem.

Czytuję sporo wywiadów z politologami diagnozującymi polską sytuację społeczno-parlamentarną. Za najmądrzejszych wśród nich uważam Rafała Matyję i Roberta Krasowskiego. Nie leją wody, dokonują zwięzłych, przenikliwych obserwacji. Umieją także zachować dystans do zwaśnionych frakcji (choć nie wykluczam, że prywatnie chylą się ku którejś z nich). Artykuły sygnowane nazwiskiem któregoś z nich bierzcie w ciemno. Mógłbym tutaj podlinkować parę takowych ze starych numerów Kultury Liberalnej, lecz ze zrozumiałych względów wywiady o takiej tematyce tracą szybko na aktualności.

Wyjście awaryjne, napisane w 2018 r., ale z głębokim oddechem, przez jakiś czas jeszcze nie straci. Matyja w syntetyczny sposób wyjaśnia, jakie procesy ukształtowały polską politykę w 1989 r. i doprowadziły do beznadziejnej, spolaryzowanej, ogłupiającej sytuacji z przełomu drugiej i trzeciej dekady bieżącego wieku. Proponuje też receptę na poprawę stanu rzeczy, lecz akurat jego rozwiązania – choć trudno odmówić im słuszności – jawią się zbyt ogólnikowo. Książka utrzymana jest w tonie publicystycznym i polemicznym, niegruba (niecałe 200 stron), przyjemna w czytaniu.

Z co ciekawszych cytatów:

O znaczeniu instytucji: Zaniedbania w sferze instytucjonalnej przebudowy państwa są dobrze widoczne: prawie nikt nie starał się odbudować rdzenia państwa – silnego ośrodka umożliwiającego rzeczywiste i legalne rządzenie krajem, które opierałoby się na wykwalifikowanej i zdystansowanej wobec partyjnego sporu biurokracji konstytucyjnej.

Podsumowanie problemu: Mówimy zatem przede wszystkim o wyjściu z pułapki, która odebrała wielu obywatelom zdolność krytycznego myślenia, pozbawiła media nawyku bezstronności, zredukowała debatę publiczną do poziomu emocjonalnych deklaracji lojalności wobec narracji jednej ze stron. Każdą z postaw choćby odrobinę odmiennych od tych narracji uznaje się za szkodliwy symetryzm lub tchórzliwy rozkrok. Jeżeli przegramy – mówią obie strony – to przez tych, którzy choć powinni być z nami, mieli wątpliwości i dzielili włos na czworo.

Miller ujął to jakoś inaczej…: Polityków kształtują nie sukcesy, lecz momenty, w których przegrywają.

O transformacji ustrojowej: Potentaci z listy najbogatszych Polaków nie wymyślali nowych produktów, ale dobrze wykorzystywali kontakty z politykami i ludźmi służb, dostęp do kredytów.

Elity a reszta: O ile zjawisko korozji elit jest powszechne w całym zachodnim świecie, o tyle w krajach, w których elity te były słabe i zwykle oparte tylko na kontroli kapitału kulturowego, korozja niszczy od razu całą tkankę, a nie jedynie jej powierzchnię.

Przeczytane w 2021 (3)

Dmowskiemu bardzo, bardzo daleko do miana słowiańskiego stryjka Hitlera. „Myśli…” nie są również antysemicką ramotką opisującą przyciężkim językiem wyzwania stojące przed Polakami pozbawionymi własnego państwa.

Najstarsza & najbardziej zaskakująca:
Myśli nowoczesnego Polaka (Roman Dmowski)

Miniony rok był chudy ilością przeczytanych książek, toteż w zestawieniu zabrakło tytułów i jakaś pozycja trafić musiała do dwóch kategorii. Jednakże Roman Dmowski, człowiek, który w trzech językach wyszarpał w Wersalu niepodległość dla Polski, zasługuje na dubla jak mało który autor. Myśli nowoczesnego Polaka są wszak wielkim klasykiem polskiej myśli politycznej. Evergreenem… albo everbrownem, jak stwierdziliby zjadliwi liberałowie uważający MNP za wykwit nacjonalistycznej, prefaszystowskiej ideologii.

Dmowskiemu bardzo, bardzo daleko do miana słowiańskiego stryjka Hitlera. Myśli… nie są również antysemicką ramotką opisującą przyciężkim językiem wyzwania, ziew, stojące przed Polakami pozbawionymi własnego państwa. To diagnoza polskiej mentalności, kawał znakomitej (aczkolwiek prawicowej!) eseistyki, która zaskakująco mało się zestarzała. Wierzcie lub nie – dopóki sami nie przeczytacie, dopóty nie macie prawa uwierzyć – że gdyby uwspółcześnić szyk wyrazów w zdaniu i zastąpić odniesienia do Polski rozbiorowej odniesieniami do konfliktu PO z PiS-em, a potem postawić tak zremasterowane Myśli… na półce z nowościami, nikt nie zorientowałby się, że artykuły obchodzą w tym roku 120. urodziny.

Na zachętę kilka przenikliwych cytatów (zachowałem pisownię oryginalną):

Czytaj dalej „Przeczytane w 2021 (3)”

Przeczytane w 2021 (2)

Jednym z moich niszowych zainteresowań jest – od niedawna – typografia.

Najcieńsza:
Niebezpieczne litery (Grzegorz Fijas)

Niebezpieczne litery krótki przewodnik po typografii XX wieku

Jednym z moich niszowych zainteresowań jest – od niedawna – typografia.

Pierwszy z brzegu obywatel – choćby nawet opanował abecadło w wieku przedszkolnym – nie wie prawie nic o graficznym, maszynowym nośniku krwioobiegu naszej kultury i społeczeństwa. Pismo towarzyszy nam na każdym kroku od wczesnego dzieciństwa aż po grobową deskę, lecz nasze rozeznanie w krojach czcionek kończy się zwykle na umiejętności odróżnienia fontu szeryfowego od bezszeryfowego. A przecież ciekawość powinna pobudzić już wielka trójca wczesnego Office’a: Skąd wziął się dostojny Times New Roman i dlaczego obecnie wydaje się przestarzały? Dlaczego Arial jest nudny? Na czym polega subtelna brzydota pozornie bardzo regularnego Courier New?

Grzegorz Fijas, grafik i projektant, dwa lata temu wypuścił w świat darmową, pięknie złożoną, niegrubą książkę o typografii. Jej kręgosłup stanowią treściwe, ilustrowane, gęsto okraszone ciekawostkami opisy dwudziestu dwudziestowiecznych krojów czcionek. Fijas wyjaśnia, że nowe fonty często są odpowiedzią na przeróżne wizualne dylematy; że nierzadko wiążą się z zagadnieniami politycznymi (tak!); i że bywają mocno osadzone w codzienności.

Jeżeli złapiecie typograficznego bakcyla, w następnej kolejności polecam:

  • inny darmowy, lecz anglojęzyczny ebook, o typografii praktycznej (tzn. nie o konkretnych krojach czcionek, tylko o eleganckim i poprawnym formatowaniu tekstu);
  • 50-minutową prelekcję Linusa Bomana o typograficznym dziedzictwie Microsoftu;
  • fanpage Fijasa na FB, gdzie znaleźć można takie smakołyki;
  • trzyipółkilowy album typograficzny Paula McNeila, w sam raz do przeglądania dla gości, gdy akurat kończycie przygotowywać tatara.

Ach, jeszcze mały coming-out: Ściągnąłem sobie dodatkowe kroje czcionek na Kindla. Zmieniam co książkę.

Przeczytane w 2021 (1)

Kto wyczyścił listę znajomych jeszcze przed wynalezieniem Facebooka?

Liczba książek przeczytanych przeze mnie w zeszłym roku była aferalnie niska. Usprawiedliwiają mnie jednak dwa dobre powody. Po pierwsze, narodziny syna. Po drugie, Stalin.

Trzeci raz z rzędu dokonam przeglądu lektur wyróżniając książkę najgrubszą, najnowszą, najgęstszą, najfajniejszą itd. Zamierzałem załatwić sprawę w obrębie pojedynczego wpisu, ale okazało się, że liczyłby on wtedy ponad 30 tys. znaków. Lepiej więc podzielić, ale „zwycięzców” przedstawię od razu, żebyście wiedzieli, jakiego ciągu dalszego się spodziewać.

Najgrubsza: Stalin: Waiting for Hitler, 1929-1941 (Stephen Kotkin)
Najcieńsza: Niebezpieczne litery (Grzegorz Fijas)
Najstarsza & najbardziej zaskakująca: Myśli nowoczesnego Polaka (Roman Dmowski)
Najnowsza: Wyjście awaryjne (Rafał Matyja)
Najgęstsza: Cztery decyzje Józefa Becka: Polityka zagraniczna Polski, 1938-1939 (Marek Kornat)
Najważniejsza: Zapiski więzienne (Stefan Wyszyński)
Najmądrzejsza: Networking on the Network (Phil Agre)
Najbardziej rozczarowująca: Wobec nadchodzącej II Wojny Światowej (Władysław Studnicki)
Najfajniejsza: Evolution (Stephen Baxter)
Najlepsza: Książę Nocy (Marek Nowakowski)

Tymczasem puka już Stalin, pójdźmy mu otworzyć.

Czytaj dalej „Przeczytane w 2021 (1)”

Powędrować przez Ansarac

Antologia fantastyki naukowej pt. „Year’s Best SF 8” (z utworami z roku 2002) jest, jak wszystkie tomy z tej serii, doskonale średni. Opowiadanie najlepsze: „Pory roku na Ansarac” spod pióra, jakżeby inaczej, Ursuli K. Le Guin.

Antologia fantastyki naukowej pt. „Year’s Best SF 8” (z utworami z roku 2002) pod red. Hartwella i Cramer jest, jak wszystkie tomy z tej serii, doskonale średni. Obok paru opowiadań wybitnych i kilku dobrych znajdziemy tutaj liczne historie z niewykorzystanym potencjałem, szereg „trójek z plusem” oraz parę głupot.

Image

Rzecz najlepsza: „Pory roku na Ansarac” spod pióra, jakżeby inaczej, Ursuli K. Le Guin. To raczej zmyślony antropologiczny szkic niż pełnoprawne opowiadanie: autorka wyobraża sobie inteligentną rasę obcych, którzy co kilkanaście lat migrują między miastami na południu a północnymi wsiami. Na południu, w trakcie długiej zimy i wiosny, jej przedstawiciele są aseksualni i tworzą sobie kulturę, zaś na północy, latem i jesienią, łączą się w pary i płodzą potomstwo. Kawał solidnego, melancholijnego worldbuildingu.

Bardzo dobrym opowiadaniem jest też krótkie „W Dorado” Geoffreya A. Landisa. Osadziwszy akcję na stacji kosmicznej przy wormholu autor w oryginalny sposób wykorzystuje motyw podróży w czasie. W finale z całą mocą ujawnia się emocja, na której historia została wygrana.

Na wyróżnienia zasługują również queerowe „Poematy z plecaka” Eleanor Arnason (niezmiernie rzadko używam tego przymiotnika jako pochwały); „Ujrzałem światło” Terry’ego Bisona, który łączy najlepsze cechy prozy Clarke’a, Bradbury’ego i Dicka; „Geropody” Roberta Onopy o staruszkach na gigancie (bardziej legal fiction niż science fiction); oraz „Zaginiona Czarodziejka Cichej Cytadeli” Michaela Moorcocka pastiszująca pulpowe „marsjańskie romanse” Burroughsa, napisana stylem egzaltowanym, ale utrzymanym w ryzach. To ostatnie opowiadanie byłoby, swoją drogą, znakomitym wstępem do spaceoperowej sagi o kosmicznym zabijaku w stylu wiedźmina – chce się więcej!

A w opowiadaniu Gene’a Wolfe’a znowu nie zrozumiałem, o co chodzi.