Dźwięk karty bibliotecznej

M. F. powiedział mi o stronie, na której sprawdzić można tytuł piosenki granej o określonej godzinie wybranego dnia w polskim radiu. Sprytny patent — skrypt musi monitorować wiele stacji jednocześnie, identyfikować przy pomocy zewnętrznej aplikacji tytuły i archiwizować je w swojej bazie danych. Brzmi jak wymagający projekt na zaliczenie na studiach informatycznych.

M. F. dodał, że kiedyś strona była jeszcze ciekawsza, bo pozwalała sprawdzić, kiedy i ile razy dana piosenka była grana w radiu. Nie wiedzieć czemu przypomniały mi się stare, papierowe karty biblioteczne wkładane do kieszonki za tylną okładką. Można było na nich podejrzeć, ile razy i kiedy ostatnio trzymana w rękach książka była wypożyczona. Postępująca komputeryzacja zabrała nam tamten ficzur, ale wynagrodziła stratę animowanymi GIF-ami.

Akwarium w Neapolu

„Akwarium w Neapolu” Wenzela Hablika przywodzi mi na myśl malunki, które tworzyłem w podstawówce wyciskając na papier atrament z naboi do pióra.

Wenzel August Hablik, Akwarium w Neapolu, 1911,
atrament na papierze, 64 x 49 cm, Muzeum Wenzela Hablika w Itzehoe

Wenzel Hablik (1881-1934) był również znany jako Wenceslav Hablik (nie mylić z Wieńczesławem Nieszczególnym) i Wilhelm Hablik, co dobitnie uświadamia nam, że biografię miał iście cesarsko-królewską. W swoich dziełach nierzadko dawał upust fascynacji geologią i kryształami. Akurat Akwarium w Neapolu jest w temacie i kształtach organiczne, jednak zachęcam do wklikania się na Ścieżkę geniusza lub na Wielkie kolorowe utopijne konstrukcje, bo tam ostrych kątów nie brakuje. Wspaniałe przykłady niemieckiej wizji ekspresjonistycznej.

Akwarium w Neapolu przywodzi mi na myśl malunki, które tworzyłem w podstawówce wyciskajac na papier atrament z naboi do pióra. Jak widać, Hablik mój pomysł podchwycił, więc gdy następnym razem zagoszczę w Hamburgu, nie omieszkam odwiedzić jego muzeum w Itzehoe.

Homer

Portret najsłynniejszego aojdy wszech czasów jest późnym dziełem holenderskiego mistrza (Rembrandt zmarł w roku 1669 r.).

Rembrandt, Homer, 1663, olej na płótnie, 107 x 82 cm, Mauritshius

Tak właśnie wyglądał autor Iliady… chociaż oczywiście mógł też wyglądać zupełnie inaczej.

Portret najsłynniejszego aojdy wszech czasów jest późnym dziełem holenderskiego mistrza (Rembrandt zmarł w roku 1669 r.). Pierwotnie obraz był większy i przedstawiał także skrybę lub skrybów, którym Homer dyktował swój poemat. Przypalił się niestety w pożarze i praktykantów musiano obciąć.

Trzy Tetony

Pejzaż, który wisi sobie w Białym Domu, ale który świetnie nadawałby się na puzzle

Thomas Moran, Trzy Tetony, 1895, olej na płótnie,
52 x 78 cm, Biały Dom

Tetony stanowią część Gór Skalistych. Odnajdziemy je w północnozachodnim Wyoming. Najwyższy z nich, Wielki Teton, liczy 4199 m wysokości, co czyni go drugą największą górą w tamtym stanie, ale dopiero siedemdziesiątą ósmą w całych Stanach Zjednoczonych.

Jeżeli z zażenowaniem odepchnęliście od siebie skojarzenie z angielskim słowem tit – zupełnie niesłusznie. Nazwa tej trójki pochodzi rzeczywiście od francuskiego téton. Czyli po prostu: Trzy Cycki.

Dumanie (6)

Trochę się dumań uzbierało. O zarazie, fałszywym Chrystusie, nowych ludziach i innych sprawach.

Trochę się dumań uzbierało.

1) W XIII w. niektóre angielskie wioski funkcjonowały sobie dalej nawet wtedy, gdy Czarna Śmierć zabrała połowę ich dusz. A w dzisiejszych czasach wystarczy jednoprocentowa śmiertelność zarazy, żeby zatkać szpitale i wywołać poważne wstrząsy społeczne. Gdzie nam do średniowiecznych wieśniaków.

2) Jakiś czas temu arabscy szejkowie postanowili kupić za pół miliarda dolarów Salvatora Mundi, „najnowszy” obraz Leonarda da Vinci (AIAGI zrobiło o nim odcinek). Niedawno zaczęto podejrzewać, że portret Jezusa być może wcale nie został namalowany przez Leonarda. Jeżeli rzeczywiście nie został, to znaczy to, że Francuzi wcisnęli Arabom za grube pieniądze lewego Chrystusa.

3) Kwestią czasu jest kiedy najbogatsi będą mogli kupić genetyczne ulepszenia dla swoich dzieci. A co będzie, jeśli popularność wśród górnego 0,1% zrobi gen uniemożliwiający ich dzieciom płodzenie potomstwa z niemodyfikowanymi ludźmi?

4) Nagle uświadomiłem sobie, że tak jak Polska od wieków była między Niemcami a Rosją, tak Korea od wieków znajdowała się pomiędzy Japonią a Chiny. Jak trafna jest to analogia? I czy istnieją właściwie jeszcze jakieś kraje wciśnięte w ten sposób między dwóch silnych?

5) To byłoby coś: Ekskluzywnie wydany DVD z filmowymi materiałami archiwalnymi związanymi ze stanem wojennym — i z komentarzem „reżyserskim” Jaruzelskiego oraz Kiszczaka zza kadru. Kupowałbym.

6) Macron podjął kontrowersyjną decyzję o zamknięciu ENA, prestiżowej, publicznej parysko-strasburskiej uczelni administracyjnej. W najnowszym „Trzecim punkcie widzenia” na TVP Kultura (18/4/21) ciekawa pogadanka na ten temat. Pomyślałem, że niezbędnym pierwszym krokiem uzdrowienia polskiej administracji – i w przedłużeniu również polityki – byłoby utworzenie takiej uczelni u nas. Tylko kogo w obecnych czasach stać na pierwszy krok rozpisany na 20 lat do przodu…

7) Wojna hybrydowa to nic innego jak partyzantka, ale w ofensywie i na terytorium wroga. Jako doktryna łącząca dwie pozorne sprzeczności jawi się więc genialnie. Rosjanie chytrze to wymyślili.

8) I jeszcze ciekawostka: Robert Moses, wszechmocny nowojorski urzędnik, który w połowie XX wieku dokonał gruntownej przebudowy miasta i dostosował je do samochodowej ery, sam nigdy nie nauczył się jeździć autem.

Aleksander III i wójtowie

Niewykluczone, że popełniłem administracyjne wykroczenie nazywając „naczelników wołostów” „wójtami”.

Ilja Repin, Aleksander III przyjmuje wójtów na dziedzińcu Pałacu Pietrowskiego w Moskwie,
1885-1886, olej na płótnie, 293 x 490 cm, Galeria Tretiakowa w Moskwie

Niewykluczone, że popełniłem administracyjne wykroczenie nazywając „naczelników wołostów” „wójtami”. Wikipedia podpowiada, że wołostami zarządzali kniaziowie, lecz w oryginalnym tytule obrazu (Прием волостных старшин Александром III во дворе Петровского дворца в Москве) słowa „князь” nie dostrzegam.

Aleja w Sacrow z dwójką jeźdźców

Mam ogromną słabość do obrazów z mokrą zielenią.

Max Liebermann: Aleja w Sacrow z dwójką jeźdźców (1924),
olej na płótnie, 64 x 75 cm, zbiór prywatny (za: A Painting A Day (TT))

Mam ogromną słabość do obrazów z mokrą zielenią.

Jak donosi Wikipedia, Max Liebermann (1847-1935) był Niemcem żydowskiego pochodzenia, jednym z czołowych przedstawicieli impresjonizmu w swej ojczyźnie. Eksperci uważają, że techniką dorównywał Renoirowi – a może nawet go przewyższał.

W styczniu 1933 r. do władzy doszli hitlerowcy. Gdy 85-letni Liebermann przyglądał się przez okno swojego berlińskiego domu triumfalnego pochodowi z pochodniami, powiedział z obrzydzeniem: „Tak bardzo chce mi się rzygać, że nie byłbym w stanie tyle zjeść.”

Malarz zmarł we śnie dwa lata później. Jego o dziesięć lat młodsza żona popełniła samobójstwo w 1943 r. dowiedziawszy się, że wyślą ją niebawem do Theresienstadt.

Nie zdołałem ustalić, gdzie znajduje się tytułowe Sacrow (Sakrow?). Wydaje mi się, że może to być wioska, która kiedyś znajdowała się pod Poczdamem.

Rozumiem tylko dworzec kolejowy

Gdy Polak zetknie się z nadmiernie skomplikowanym tekstem, stwierdzi, że „to dla niego chińszczyzna”. Norwegowi w analogicznej sytuacji na myśl przyjdzie język grecki.

Gdy Polak zetknie się z nadmiernie skomplikowanym tekstem, stwierdzi, że „to dla niego chińszczyzna”. Norwegowi w analogicznej sytuacji na myśl przyjdzie język grecki („det er gresk for meg”).

W obozie chińskim znajdują się też między innymi Hiszpanie, Portugalczycy, Rosjanie, Francuzi, Żydzi, Holendrzy, Węgrzy, Łotysze, Litwini oraz, uwaga, Grecy. Wszystkie nacje sygnalizują niezrozumienie przy pomocy idiomów odwołujących się do chińskiego. Z kolei zwolennikami opcji greckiej są, obok Norwegów, Anglosasi, Szwedzi, Persowie i… znowu Iberyjczycy, którzy najwyraźniej nie ogarniają ponadprzeciętnej ilości spraw.

Gdyby grekofobami byli także Chińczycy, system skojarzeniowy zgrabnie by nam się domknął. Niestety, nie są. O dziwo, mieszkańcy Państwa Środka nie określają wysokiego poziomu skomplikowania żadnym z języków ziemskich. Dla nich będzie to uroczysta 看起來像天書 czyli mowa niebios, albo franciszkańska 聽起來像鳥語 czyli mowa ptaków (po mandaryńsku). Po kantońsku zapytają zaś grzecznie: 呢個係咪鬼畫符呀? („czy to duchy pisały?”).

Włosi nie boją się duchów, tylko arabskiego, Arabowie – hinduskiego. Czesi. Chorwaci i Macedończycy – hiszpańskiego. Rumuni – tureckiego, Turkowie – francuskiego. Finów lękiem napawa hebrajski, ale także, dla równowagi, niemiecki.

A Niemcy? Położenie w Europie Środkowej na skrzyżowaniu szlaków kulturowych zrobiło swoje. Bo owszem, Niemiec zapyta „spreche ich chinesisch?”, gdy interlokutor nie będzie nadążał za jego wywodem, ale powie też, że „das kommt mir spanisch vor”, kiedy sprawa będzie wydawała mu się niewyraźna i podejrzana zarazem. W innych okolicznościach stwierdzić może, że „das sind böhmische Dörfer für mich” („to dla mnie bohemskie czeskie wioski”), ewentualnie że „ich verstehe nur Bahnhof” („rozumiem tylko dworzec kolejowy”).

Pochodzenie ostatniego idiomu, który zrobił karierę w latach dwudziestych, jest niejasne. Jedna z hipotez głosi, że gdy żołnierze niemieccy powracali z frontu po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej, dopytywali napotykanych ludzi o drogę na najbliższy dworzec i z gąszcza gwar próbowali wyciągnąć słowo „Bahnhof”.

Gdy zaś stopień bełkotliwości przerośnie niemiecką cierpliwość, zrezygnowany rodak Goethego skonstatuje, że to „Polnisch rückwärts” („polski wspak”).


Opracowane na podstawie wpisu w Wikipedii i zainspirowane diagramem z Language Log (za: Tommaso Sciortino (TT)).