Obejrzane w 2016: Rozczarowania, cz. 2

Bo z mało tu o grach. Bo odtwórcze do bólu. Bo się odbiłem. Bo film jest w gruncie rzeczy kiepski, choć prawie wszystkich zrobił w konia. Bo trzeba było obejrzeć za młodu.

arrival

5. Thank you for playing
(2015)

Bo za mało tu o grach komputerowych lat 90. Półtoragodzinny film poświęcony polskim czasopismom komputerowym legendarnej dekady pozornie nie może być poświęcony również i grom jako takim, ale bądź co bądź Secret Service i Gamblera czytało się przede wszystkim dla nich, w przeciwieństwie, na przykład, do Programu Trzeciego Polskiego Radia, który, odnoszę wrażenie, fani Manna i Niedźwieckiego słuchają przede wszystkim po to, żeby posłuchać Programu Trzeciego Polskiego Radia, ale może się czepiam i jestem złośliwy, bo wciąż nie mogę Trójce wybaczyć promocji Bukartyka.

Wracając do tematu: Dokument Thank you for playing sporo by zyskał, gdyby od niechcenia wspomniano w nim o kilku konkretnych pecetowych tytułach, które ukształtowały elektroniczną rozrywkę. Na przykład o Doomie, Warcrafcie, Half-Lifie, UFO, Cywilizacji, Carmageddonie, jakiejś przygodówce. Tym sposobem przełamano by też formułę gadających głów. Pod koniec robią się monotonne, chociaż z drugiej strony przefajnie jest posłuchać Pegaz Assa, Gulasha, Dra Destroyera oraz Mr Roota i przypomnieć sobie, jak budowało się społeczność fanów w przedinternetowej epoce przy pomocy gęsto zadrukowanego, szeroko kolportowanego papieru.

TYFP porusza także fascynujące zagadnienie z pogranicza etyki dziennikarskiej. Potęga polskich czasopism komputerowych tamtej ery zbudowana została poniekąd na złodziejstwie. Przepraszam za mocne słowo, ale nazwijmy rzecz po imieniu, nawet jeśli za chwilę spróbujemy ją usprawiedliwić:

Otóż w latach 90. praktycznie wszyscy piracili. Redaktorzy może i korzystali z oryginałów, lecz wiedzieli doskonale, że odbiorcami ich magazynów są (młodzi) ludzie, którzy najpierw z wypiekami na twarzy czytają recenzje nowego Battle Isle, a potem bez skrępowania wędrują na giełdę. Tak, wiem, trudno mówić tu o nagannym oportunizmie, choćby dlatego, że prawo polskie przez wiele lat zezwalało na piracki proceder. Poza tym inaczej się nie dało, ceny oryginalnych gier wołały wówczas o pomstę do nieba. Niemniej, sytuacja nie była w stu procentach czysta.

Za to TYFP jest w stu procentach nostalgiczny. Ale, kurczę, tego Dooma i Warcrafta mogli przez minutę powspominać!

Niezwykle znamienna jest scena, w której Pegaz, niegdyś naczelny Secret Service, rysuje kamieniem na piachu miejsce, w którym stała redakcja magazynu. Dlaczego na piachu? Bo dziś jest tam tylko plac budowy. Mało kto pamięta, że w latach 90, pracowali tam idole młodego pokolenia. Mnie ta scena bardzo poruszyła uświadamiając po raz kolejny, że magia lat 90. już nigdy nie wróci. Ale może to i lepiej. Niech to wszystko pozostanie w naszych wspomnieniach.

Roger Żochowski (PPE, 30/9/2015)

(Kliknijcie na link i zerknijcie do recenzji Żochowskiego dla pewnego cudnego zdjęcia.)

thank you for playing

4. Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy
(Star Wars: The Force Awakens; 2015)

Bo odtwórcze do bólu. Scenarzyści przepisali na nowo Nową nadzieję, wymienili aktorów na niecharyzmatycznych i zastąpili Dartha Vadera emo-parodią z sypiącym się wąsem. W wymiarze przygodowym dostajemy ponad dwie godziny „odgrzewanych kotletów”, jak napisał swojego czasu Seji. Spaceoperowy mit lat siedemdziesiątych przemienił się w popcornowy rytuał dla gimbazy.

the force awakens

3. Osiem i pół
(8 1/2; 1963)

Bo odbiłem się od niego jak miłośnik awangardy od koreańskiego kina akcji. Potrafię zrozumieć, dlaczego Otto e mezzo uchodzi za najwybitniejszy film Federica Felliniego – i naprawdę, wyrażam tutaj swoje zrozumienie bez przekąsu! – lecz osobiście nie lubię, gdy reżyser wydziwia i kręci bardziej dla siebie niż dla innych. Przypuszczam, że gdybym po mrożkowemu natężył uwagę i obejrzał Osiem i pół jeszcze z siedem i pół raza, to zacząłby mi się podobać. Rzecz w tym, że na powtórkę w ogóle nie mam ochoty. Nic w mojej głowie film ten nie zasiał. Lepiej zaśpiewać za Braćmi Figo Fagot: Media spiazzi puttanesca! Casa da moglie, evacuazione!

Zostaję w ariergardzie.

osiem i pol
Tomek, po jednym kadrze ocenisz, czy to film dla Ciebie.

2. Nowy początek
(Arrival; 2016)

Bo film jest w gruncie rzeczy kiepski, choć prawie wszystkich zrobił w konia. Napisałem dla Esensji długi, krytyczny recesej, który rozpoczynał się tymi oto słowy:

Choć wśród nieprzetłumaczalnych angielskich słów moim ulubionym jest „creepy”, akurat teraz potrzebne nam będzie zupełnie inne. Brzmi ono „hack” i posiada aż kilkadziesiąt znaczeń. Na świecie najbardziej rozpowszechniło się to związane z manipulowaniem programami oraz systemami komputerowymi, oddawane u nas neologizmem „hakować”. Jednak odmienny homonim – wywodzący się od wyrazu „hackney”, czyli m.in. „konia do wynajęcia” – określa kogoś, kto, kolokwialnie rzecz ujmując, udaje, że umie, ale w gruncie rzeczy nie umie.

arrival 2

1. Harry Angel
(Angel Heart; 1987)

angel heartBo trzeba było obejrzeć za młodu. Ten metafizyczny thriller z Mickeyem Rourke’iem w roli prywatnego detektywa i Robertem De Niro w roli Szatana odznacza się zupełnie wyjątkową fabułą spowitą na dodatek oparami nowoorleańskiej atmosfery. Historia poszukiwań piosenkarza Johnny’ego Favorite’a kończy się miażdżącym twistem… którego niestety domyśliłem się mniej więcej w połowie. Umiejętność odgadywania zakończeń wypracowana przez setki seansów jest tyleż chlubna, co irytująca. Zatem to nie przypadek, że wszyscy, którzy Harry’ego Angela mi gorąco polecali, oglądali go po raz pierwszy w wieku nastoletnim, kiedy naiwność widza współpracuje ochoczo z reżyserami i scenarzystami. Poza tym w takich okolicznościach wiekowych dodatkową wartość stanowi zapewne ostry seks z bardzo młodo wyglądającą Lisą Bonet. W co ty chcesz mnie wrobić, Mickey? Wystraszony nie na żarty sprawdziłem metrykę aktorki. Na szczęście miała już wówczas całe 20 lat. Ufff.

Autor: Borys

Nauczyciel z Oslo. Bloguję na https://blogrys.wordpress.com