Pożegnanie z bronią

W grach planszowych złożone zasady nie muszą wykluczać ogromnej miodności. Owszem, podwyższają próg wejścia, lecz czas zainwestowany w naukę reguł zostaje nam potem zwrócony z nawiązką w postaci dziesiątek godzin strategicznej frajdy. Takie podejście stanowi doskonały kompromis między eurogrami pokroju Carcassonne i Puerto Rico oraz modularnymi potworami w rodzaju planszowego Starcrafta czy Twilight Imperium. Te pierwsze stają się dość szybko powtarzalna. W tych drugich przeszkadza brak harmonii między formalną stroną zasad a ich fabularną treścią.

Bezbłędnej syntezy obu elementów dokonała natomiast gra Twilight Struggle opisująca dzieje Zimnej Wojny i uznana za najwybitniejszą planszówkę w ogóle. Moja obszerna recenzja ukazała się kilka miesięcy temu w Esensji. GMT Games wydało również grę pt. Paths of Glory poświęconą Pierwszej Wojnie Światowej. Bardzo chciałbym w nią pograć, ale na razie nie miałem ku temu okazji. Przejrzałem jednak instrukcję, z której wynika, że w rozgrywce kluczową rolę odgrywają linie zaopatrzenia. Ich przerwanie prowadzi do rychłej porażki.

Ta sama zasada obowiązuje oczywiście i w realu. Gdyby jednak Opatrzność wyłączyła ją jakimś cheatem wiosną 1918 roku, Pierwszą Wojnę Światową niechybnie wygraliby Niemcy.

Czytaj dalej „Pożegnanie z bronią”

Przeczytane w 2014: Non-fiction

Za każdym razem, gdy przychodzi mi użyć niezgrabnie obcego wyrazu non-fiction, ubolewam, że język polski nie dorobił się zbiorczego określenia na literaturę nie będącą fikcją, dramatem ani poezją. Wspaniały zwrot „literatura faktu”, którego zazdroszczą nam nawet Anglosasi, został zagarnięty sto lat temu przez reportaż i gatunki ościenne. Jaką etykietkę przypiąć więc do wora z biografiami, podręcznikami, literaturą popularnonaukową i popularnohumanistyczną, książkami historycznymi, eseistyką, traktatami, dziennikami, poradnikami i wspomnianymi reportażami? Niemcy wychwalają swoją Sachlitteratur, Norwegowie posługują się sprytną wariacją sakprosa, Anglicy i Amerykanie mają rzeczowe non-fiction, a my tylko potworka o nazwie „niebeletrystyka”.

Najwyższa pora wylansować jakieś rozwiązanie. Przeciwieństwem płci pięknej jest płeć brzydka; może więc naprzeciw beletrystyki postawić leletrystykę?

Oto pięć wartych uwagi książek leletrystycznych przeczytanych przeze mnie w poprzednim roku.

Czytaj dalej „Przeczytane w 2014: Non-fiction”

Na Zachodzie bez zmian

Czy Pierwsza Wojna Światowa mogła ciągnąć się dłużej? Pewnie nie. Po czterech latach zmagań Stary Kontynent był wyczerpany gospodarczo i demograficznie. Przyłączenie się Stanów Zjednoczonych do „europejskiej wojny domowej” przesądziło o rychłym zwycięstwie Ententy. Wszelako błąka się po mojej głowie pomysł na opowiadanie rozgrywające się w cieniu podobnej wojny, lecz znacznie, znacznie dłuższej, trwającej kilkanaście, może kilkadziesiąt lat, której końca wciąż nie widać. Byłaby to również wojna krwawa i uprzemysłowiona, pozycyjna i konwencjonalna.

Oczywiście, stawiając sprawę realistycznie, tak zarysowane tło nie trzymałoby się kupy. W jakiej właściwie epoce ta fikcyjna wojna miałaby się toczyć? Dlaczego nie wynaleziono i nie użyto broni atomowej? Skąd płynie strumień rekrutów mielonych od razu na mięso armatnie? Dlaczego zaangażowane państwa nie załamały się jeszcze ekonomicznie? Od odpowiedzi na powyższe pytania musiałbym się wymigać jakimś na poły fantastycznym sztafażem, co akurat mi nie przeszkadza, bo wszystkie moje pomysły na opowiadania są w pewnym stopniu z fantastyką związane.

Czytaj dalej „Na Zachodzie bez zmian”

Wszystkiemu do widzenia!

Początkowo nosiłem się z zamiarem napisania pojedynczej notki poświęconej trzem najsłynniejszym bitwom Pierwszej Wojny Światowej. Jak widać na załączonym tagu, pierwotny zamiar powoli przekuwa się w pięcioczęściowy – jeden rok, jedna część – przegląd wszystkich głównych bitew Wielkiej Wojny. Jesteśmy w jej połowie i dotarliśmy do źródła mojej motywacji. To właśnie w 1916 r. odbyły się dwa osławione starcia: pod Verdun i nad Sommą. Zastanówmy się, jak je od siebie odróżniać.

Czytaj dalej „Wszystkiemu do widzenia!”

Ścieżki chwały

O bitwach toczonych na frontach Wielkiej Wojny w 1914 r. pisałem tutaj. Rok następny był poniekąd rokiem „przejściowym”. Czas osławionych bitew pod Verdun i nad Somme miał dopiero nadejść.

W 1915 r. państwa centralne odniosły dwa wielkie sukcesy na wschodzie oraz południu kontynentu. Po pierwsze, wiosną przerwano front rosyjski i na dobre odpędzono armię cara od Galicji. Po początkowych wątpliwościach niemiecki szef sztabu Erich von Falkenhayn zgodził się na pomysł zaatakowania na linii Gorlice-Tarnów. W wielkiej tajemnicy przegrupowano wojska. Bitwa rozpoczęła się 2 maja i przyniosła zwycięstwo tyleż wielkie, co zaskakujące. Obrona Rosjan szybko załamała się, a wysłane na pomoc dywizje zostały doszczętnie zniszczone przez nacierającego wroga.

Dnia 2 maja ata­kiem so­jusz­ni­ków za­czę­ła się ope­ra­cja gor­lic­ka. W woj­skach państw cen­tral­nych było wie­lu Pola­ków, po­dob­nie zresz­tą jak w woj­skach ro­syj­skich. Przez czte­ry go­dzi­ny na te ostat­nie spadło siedem­set tysięcy po­ci­sków. Ta­kiej po­tę­gi ognia na fron­cie wschod­nim jesz­cze nie do­świad­czo­no. Tego samego dnia sojusznicy za­ję­li twar­do bro­nio­ne Gor­li­ce, któ­re znisz­czo­no. Pra­wie wszyst­kie domy zostały poważ­nie uszkodzo­ne albo zrów­na­ne z zie­mią. W oko­li­cy pa­li­ły się szy­by naf­to­we. Świad­ko­wie porównywali to do przed­sion­ka pie­kła. Jesz­cze tego sa­me­go dnia dzwo­ny w ko­ścio­łach w Ber­li­nie ra­do­śnie biły na zwycięstwo.
– Andrzej Chwalba, Samobójstwo Europy

Zwycięstwo państw centralnych pod Gorlicami zmieniło całkowicie sytuację strategiczną w regionie. Stawka zarządziła generalny odwrót, ewakuowano też Warszawę. Do końca sierpnia 1915 r. cała Polska znajdowała się już w rękach Austro-Węgrów.

Drugi z przełomów dokonał się pod koniec roku. Między 10 listopada a 4 grudnia przeprowadzono ofensywę kosowską zakończoną rozbiciem armii serbskiej. Co prawda poprzedniej jesieni Serbowie zadali Austro-Węgrom parę druzgoczących ciosów, lecz w październiku 1915 r. po stronie państw centralnych stanęła Bułgaria. Wzmocnionego naporu wrażych sił Serbia nie przetrwała. Ocalała część jej wojska wycofała się do Albanii. Potem Alianci przerzucili ją na grecką wyspę Korfu.

Dynamiczna sytuacja w Europie Wschodniej i na Bałkanach stanowiła kontrast dla kostniejącego frontu zachodniego. W kwietniu i maju stoczono Drugą Bitwę pod Ypres (składającą się de facto z sześciu pomniejszych starć). Niemcy po raz pierwszy użyli tam na masową skalę broni chemicznej, toteż straty Ententy były dwukrotnie większe niż wśród żołnierzy Kajzera. Mimo to ci ostatni nie uzyskali wcale decydującej przewagi. Zapewne stało się tak częściowo za sprawą walecznych oddziałów z Kanady, które biły się pod sztandarem Imperium Brytyjskiego. Jak pamiętamy, stara brytyjska gwardia uległa zagładzie pół roku wcześniej w Pierwszej Bitwy pod Ypres, lecz metropolia rychło ściągnęła do Europy zamorskie jednostki z dominiów i tym sposobem Union Jack wrócił z impetem do gry.

Ruiny Ypres. W tym miejscu znajdował się kiedyś rynek.
Ruiny Ypres. W tym miejscu znajdował się kiedyś rynek.

W 1915 r. Alianci wierzyli, że przewaga liczebna wystarczy do uczynienia strategicznego wyłomu w niemieckim froncie. Trzeba było szeregu nierozstrzygniętych bitew, by dowódcy docenili defensywną potęgę nowoczesnego uzbrojenia oraz zdolność szybkiego uzupełniania strat przez przeciwnika. Ententa atakowała późną wiosną (Druga Bitwa pod Artois, 9 maja-18 czerwca) i jesienią (Druga Bitwa pod Champagne, 25 września-6 listopada; Trzecia Bitwa pod Artois, 25 września-4 listopada; Bitwa pod Loos, 25 września-14 października). Okopy były już wtedy zbyt długie i głębokie, by wojna pozycyjna na powrót mogła stać się wojną manewrową. Straty liczono w setkach tysięcy żołnierzy, lecz Niemcy ponosili ich zdecydowanie mniej. Można więc powiędzieć, że armia kajzera względnie spokojnie przeczekała Herbstschlacht w swych umocnieniach, aby w następnym roku spróbować odbić piłeczkę z okrutną siłą pod Verdun.

Wielka Wojna toczyła się także cały czas poza Europą. W Afryce Wschodniej partyzantka generała von Lettowa-Vorbecka nękała bezustannie wojska alianckie. Na Bliskim Wschodzie Imperium Ottomańskie wspomagane przez Niemców toczyło z Brytyjczykami bój o Mezopotamię. Koniec końców kampanię wygrali Alianci, lecz zwycięsto nie przyszło im łatwo. Na przykład oblężenie brytyjsko-indyjskiego garnizonu w Kut Al Amara na południe od Bagdadu zakończyło się upokarzającą kapitulacją Brytyjczyków. Wielką niekompetencją podczas organizowania obrony wykazał się generał Charles Townshend. Rząd brytyjski oferował dwa miliony funtów za wykupienie jego oddziałów, ale Enver Pasza propozycję odrzucił. Ponad połowa wziętych do niewoli jeńców zmarła wskutek chorób. Pewną pociechę przyniosiła im pewnie myśl, że ich generał spędził resztę wojny w luksusowej niewoli u Turków.

____________________
Ilustracja w nagłówku notki przedstawia armię pruską pod Gorlicami.

Bardzo długie zaręczyny

Łatwo spamiętać i pokrótce opisać wielkie bitwy Drugiej Wojny Światowej. Nawet osoby obeznane z historią tylko w podstawowym stopniu sypną jak z rękawa nazwami: atak na Pearl Harbour, lądowanie w Normandii, Powstanie Warszawskie, bitwa na Łuku Kurskim, bitwa pod Monte Cassino, bitwa o Stalingrad, o Moskwę, o Midway, o Iwo Jimę, wreszcie o Berlin. Nie dość, że każde starcie toczyło się w charakterystycznej scenerii, to na dodatek wiele z nich unieśmiertelniły głośne hollywoodzkie produkcje.

Z Pierwszą Wojną Światową jest inaczej. Jej struktura i przebieg tkwią w cieniu wojennych zdarzeń lat 1939-1945. Zachodnie bitwy zlewają się w masie okopowego błota i krwawych ludzkich szczątków, a o pozostałych frontach laicy posiadają wyobrażenie mgliste albo żadne. By przekonać się samemu, że „matura to bzdura”, wystarczy poprosić kogoś, aby powiedział, kto atakował pod Verdun, a kto pod Sommą, albo by wskazał na mapie, gdzie znajduje się Gallipoli.

Poedukujmy się więc trochę. Owszem, Wielka Wojna była znaczącej mierze pozycyjna, ale działo się na niej zdecydowanie więcej niż wielu osobom się wydaje. Dzisiaj pod lupę weźmiemy rok 1914..

Czytaj dalej „Bardzo długie zaręczyny”

Pożegnanie z Afryką

Czytam wciąż Samobójstwo Europy Andrzeja Chwalby, przekrojową historię Pierwszej Wojny Światowej. Z okazji stulecia jej wybuchu zamierzałem zgłębić kilka książek opowiadających o losach Europy i świata w krwawych latach 1914-1918. Z powodów czasowych skończy się chyba na Chwalbie, ale pocieszam się myślą, że sięgając w pierwszej kolejności po tomiszcze polskiego historyka dokonałem nader słusznego wyboru. Przednia lektura.

Poprzednio pisałem o frapujących okolicznościach wybuchu Wielkiej Wojny – o łatwości, z jaką zabito arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, o obojętności europejskiej opinii publicznej wobec potencjalnych następstw zamachu i o płonnych, choć pozornie uzasadnionych, nadziejach na zapobieżenie zbrojnemu konfliktowi. Z dalszych rozdziałów Samobójstwa Europy dowiedziałem się między innymi o słabości belgijskiego żelbetu, o wysokim morale francuskich (!) żołnierzy i o niezłomnym generale Paulu von Lettow-Vorbecku.

Czytaj dalej „Pożegnanie z Afryką”

Kabel od internetu (10)

…czyli w internecie znajdziemy nie tylko portalozę i pornografię.

Na przykład są tam jeszcze nagrania TED-ów, czyli konferencji poświęconych „ideom wartym rozpowszechniania”. Z pewnością większość internautów już się z nimi wielokrotnie zetknęła, ale na wszelki wypadek informuję tudzież przypominam: Każda TED-owa prelekcja trwa zwykle dwadzieścia minut, prelegenci to prawie zawsze bardzo zdolni mówcy, a treść ich wystąpień nierzadko przykuwa do monitora. Znajomość angielskiego zbędna, bo polskie napisy. Prelekcje znajdziecie tutaj, posortowane podług popularności. Osobiście polecam:

A skoro zahaczyliśmy o archiwa polskiej blogosfery, polecam notkę Jerzego Tyszkiewicza z naukowego blogu Polityki o zmysłowych ograniczeniach odkryć naukowych. Zastanawiająca sprawa, której, o ile dobrze się orientuję, filozofowie nauki nie poświęcają wiele uwagi.

Osoby, które preferują wzrok, niech przekonają się na własne oczy, jak hipnotyzujące jest działanie mechanizmu zegar(k)owego. Znajomość angielskiego wskazana, ale niekonieczna.

A może coś dla słuchu? Ze zwyczajnym audiobookiem każdy miał pewnie do czynienia przynajmniej raz, lecz od czasu do czasu powstają audiobooki nadzwyczajne – słuchowiska z narratorem, aktorami, efektami dźwiękowymi i muzyką. Na naszym poletku zgłośnikowano w tym stylu pierwszy tom Gry o tron, Blade Runnera Philipa K. Dicka, Niezwyciężonego Stanisława Lema, część twórczości Andrzeja Sapkowskiego oraz komiks (sic!) Żywe trupy. Nie jumiemy z torrentów, tylko kupujemy! Amatorzy darmochy znający angielski niech sięgną po Moby Dicka, gdzie każdy rozdział czyta inna osoba (m.in. Tilda Swinton, Benedict Cumberbatch, China Miéville, Sir David Attenborough).

Zmysł wzroku i słuchu można także połączyć w całość, na przykład z okazji sześćdziesięciolecia nagrodzenia Noblem Ernesta Hemingwaya. Stary człowiek i morze był pierwszą przeczytaną przeze mnie książką po angielsku, więc ze wzruszeniem przedstawiam dwie amatorskie, krótkie i przepiękne ekranizacje słynnej noweli. W tej nikt nic nie mówi, za to w tle gra pyszny utwór; w tej znajomość angielskiego się przyda, ale nawet jeśli ktoś nie odróżnia hello od goodbye i tak powinien nacieszyć oczy pastelowym oceanem.

Na koniec mapy, które wyjaśniają świat, a nawet Pierwszą Wojnę Światową. Te ostatnie podesłał Arek, dzięki. Opisy map po angielsku.

Gasnące światła w Europie

Miesiąc temu minęło sto lat od zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, a parę dni temu – sto lat od wybuchu Pierwszej Wojny Światowej. Z okazji jubileuszu uzupełniam swą wątłą wiedzę historyczną dotyczącą wydarzeń lat 1914-1918. Trzy aspekty wybuchu Wielkiej Wojny wydały mi się szczególnie fascynujące.

Po pierwsze, okoliczności sarajewskiego zamachu są iście groteskowe. Zilustrujmy je hipotetyczną analogią. W 2007 r. Dick Cheney wraz z małżonką poleciał do okupowanego przez Stany Zjednoczone Bagdadu. Wizyta miała charakter oficjalny, zapowiedziano ją z wielomiesięcznym wyprzedzeniem. Wiceprezydent USA zamierzał dokonać inspekcji wojsk stacjonujących w stołecznej prowincji Iraku. Udał się tam 12 października, w dniu święta Id al-Fitr; wszyscy domyślali się, że amerykańska administracja wybrała datę z premedytacją, by zirytować miejscowych muzułmanów.

Cheneyowie pojechali z lotniska do Zielonej Strefy kabrioletem. Ich orszak składał się z sześciu samochodów i nielicznych agentów Secret Service. Wjechawszy do Bagadu kawalkada umyślnie zwolniła, by wiceprezydencka para mogła w trakcie jazdy pozdrawiać przechodniów. Nagle ktoś rzucił bombę, która wybuchła obok innego auta. Pasażerowie tamtego pojazdu zostali ranni, a Cheney wykrzyknął: „Przyjechałem tu z wizytą, a wy urządzacie eksplozje. To oburzające!”.

Czytaj dalej „Gasnące światła w Europie”

Filmorys (14)

W numerze:

Miasto śmierci, czyli przeciętny thriller z Jennifer Lopez
W imieniu armii, czyli antywojenne rozczarowanie
Na Zachodzie bez zmian, czyli antywojenny klasyk
Dom, czyli dwadzieścia pierwszych lat PRL-u
Uciekinier, czyli Schwarzenegger jako zwierzyna źle wróży łowcom
Wybrzeże Moskitów, czyli Harrison Ford buduje cywilizację

Czytaj dalej „Filmorys (14)”